Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 listopada 2019

Zło w ludziach ...

Zawsze uważałam, że w każdym człowieku mieszka i dobro i zło. Jasna i ciemna strona. Ileż to razy w życiu doszukiwałam się w pozornie złych ludziach czegoś jednak dobrego i jakże cieszyłam się odnalezionym okruchem; choćby nie wiem jak maleńki ten okruszek dobra w człowieku siedział ja go wyciągałam na zewnątrz i wielokrotnie udowadniałam i innym i sobie, że przecież w każdym człowieku musi być coś dobrego; nawet jeśli niewiele ale jednak jest.
Jaka była moja radość gdy udawało mi się potem te okruchy mnożyć i patrzeć jak ludzie się na lepsze zmieniają choć inni się śmiali, kiwali z dezaprobatą głowami i nie wierzyli, że dokopię się do czegoś pozytywnego w danym człowieku a jednak zawsze mi się udawało.
Traciłam mniej czy więcej czasu i ponosiłam trudy ale zawsze udawało mi się odnieść sukces większy czy mniejszy w tym szukaniu człowieczeństwa nawet w podłych jednostkach. Trochę ich naprawiłam, posklejałam, poskładałam jak układanki do kupy, tak w jedną całość bo byli tacy, którzy nigdy nie zaznali ciepła i dobroci więc pozamykali serca. Tacy, których tylko nienawidzono i krzywdzono więc nauczyli się robić tak samo. Tacy, którzy mieli serca z lodu i trzeba je było powoli roztapiać. Obojętni którzy nie zaznali troski, niekochani więc nie umieli kochać.
Zawsze na końcu tej drogi uśmiechałam się do siebie twierdząc, że nie ma ludzi skrajnie złych i tylko trzeba coś małego, dobrego w nich znaleźć a potem skupić się na tym i wyolbrzymić aż to coś samo w nich zacznie rosnąć.
Piękne to były metamorfozy i choć niektórym moja filozofia życiowa wydawać się mogła naiwna i głupia ja zawsze wierzyłam, że świat jest lustrem i to co mu dajemy wraca. Jak komuś okażemy serce, dobro i miłość prędzej czy później powinien to odwzajemnić ale oto pojawił się na mojej drodze kamień, który utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak się myliłam, że to nie dotyczy wszystkich, że są pojedyncze wyjątki od normy.
Smutne to doznanie dla mnie spotkać człowieka bez serca i szukając w nim na siłę choć odrobiny dobra jedynie sobie ręce do krwi pokaleczyć. Mój dobry kolega mówi, że to doświadczenie może mi wreszcie uzmysłowi, że nie wszędzie śpi dobro i pozytywna energia mieszka, nie w każdym, że nie każdego idzie naprostować.
Przychodzi taki moment, że przerzuca się ostatni kamień w czyjejś duszy i widać, że tam nie ma nic prócz gruzu. Przychodzi mi zaakceptować, że istnieją na świecie ludzie o obniżonym poziomie empatii, do bólu nieludzcy i nieprzewidywalni, którzy potrafią tylko z rozmysłem ranić i zadawać ból a co gorsza czerpać z tego satysfakcję.
Wychodzi na to, że pierwszy raz w życiu muszę się poddać i zaakceptować zło bo istnieje na wyciągnięcie ręki i nawet jak nie chcę go dotykać to ono się czai w czyichś oczach, słowach, gestach, czynach i i tak mnie dotknie.
Nie zmieni tego żadne dobro i wrażliwość tego świata. Potwory w ludzkiej skórze istnieją i choć bym nie wiem jak z tym walczyła i zaprzeczała temu mam namacalne dowody, że są ludzie którzy noszą maski i skaczą po otwartych sercach. Uważajcie więc komu ufacie i przed kim się otwieracie. Przerażają mnie ludzie, którzy nie potrafią przyznać się do błędów, nie potrafią prosić o wybaczenie i nigdy nie czują się winni choć wyrządzili zła tak wielkie, że ich piętno odbija się na życiu wielu niewinnych ludzi, istot i kładzie się cieniem na niejednym żywocie. Ludzie bez sumienia i uczuć też mają swoje miejsca pośród nas bo po prostu są ...
Jedynym pocieszeniem jest fakt, że karma i tak wraca. Poczekam na nią ... cierpliwie.